Nieduża miłość
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
To będzie miłość nieduża –
poryw uczucia maleńki.
Obce jej łzy i udręki,
i szałów nieznana moc.
Do wielkich grzechów nie zmusza –
nie pretenduje do ręki.
Wystarczy nam ledwo
na krótką i zwiewną,
na jedną, jedyną noc.
Weź tę miłość do serca na krótko –
Ach, jak miejsca w nim zajmie malutko!
Cały Amor z orężem
skrył się w kącik za mężem –
tam, gdzie serce najwęższe twe…
Bo to jest miłość nieduża -
poryw uczucia maleńki.
Obce jej łzy i udręki,
i szałów nieznana moc.
Do wielkich grzechów nie zmusza –
nie pretenduje do ręki.
Wystarczy nam ledwo
na krótką i zwiewną,
na jedną, jedyną noc.
A gdy zgaśnie – zapomnisz po chwili,
żeśmy miłość niedużą przeżyli.
Tylko kiedyś przelotnie,
w jakiejś chwili samotnej
żal leciutko cię dotknie, że…
To była miłość nieduża –
poryw uczucia maleńki.
Obce jej łzy i udręki,
i szałów nieznana moc.
Do wielkich grzechów nie zmusza –
nie pretenduje do ręki.
Wystarczy nam ledwo
na krótką i zwiewną –
na jedną, jedyną noc.
Ciepła wdówka
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Gdy październik wraz z ciepłą bielizną
zsyła smutek na ciebie doroczny –
o, samotny jesienny mężczyzno,
pustym wzrokiem dokoła znów toczysz.
Odwracając zmęczone źrenice
od bezmyślnej twarzyczki podlotka –
z jedną myślą przebiegasz ulice:
„Gdyby wdówkę gdzie ciepłą napotkać!
Nim ta zima chwyci znów –
żeby tak coś z ciepłych wdów!”.
Ciepła wdówka na zimę –
zawieruchę i mróz –
to jest szczęście olbrzymie,
co jak kwiat będziesz niósł.
Co się w sposób realny
wyrwie z trosk materialnych –
zmieni minus globalny –
twój minus na plus.
Proszę pana, ja panu coś powiem:
jestem ciepła, choć jeszcze nie wdówka.
Ale jeśli pan umie uwdowić –
czeka pana urocza placówka –
mój staruszek ma taką zadyszkę,
że doprawdy niewiele wystarczy –
ot, zatrutą gdzieś wpuścić mu myszkę –
albo jeszcze cokolwiek inaczej –
wsypać coś do jednej z kasz,
trochę trudu i już masz:
Ciepłą wdówkę na zimę –
na gołoledź i śnieg!
Żebyś w śnieżną zadymkę
do niej tęsknił i biegł.
Drzwi i serce otworzy
i warunki ci stworzy,
i na duszę położy,
położy ci lek.
Kalinowe serce
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Za krzywym mostem, za wiatrakiem
Cichutko, jakby siał ktoś makiem
Tam ciebie czekam, aż z daleka
Przez opuszczony przyjdziesz sad
Przywiodą ciebie koleiny
Koralem błysną ci kaliny
Na koralowo - kalinowo
Odmienią nagle świat
Kalinowe noce, kalinowe dni
Kalinowy uśmiech, kalinowe sny
Niby żar w iskierce jarzy się i tli
Kalinowe serce, które weźmiesz mi
Przyjdź, mój chłopcze kalinowy
Przez dąbrowy
I zaśpiewaj mi piosenki kalinowe
Kalinowe noce, kalinowe dni
Kalinowe serce, które weźmiesz mi
Nie przyjdziesz nigdy, zapomniałeś
Za ciebie chmurki przyjdą białe
I kalinowe sny dziewczęce
Tym sadem, który w srebrze śpi
Bo ciebie pewno nie ma wcale
Jest tylko księżyc i korale
Te od kaliny, które nocą
Pukają do mych drzwi
Kalinowe noce, kalinowe dni
Kalinowy uśmiech, kalinowe sny
Niby żar w iskierce jarzy się i tli
Kalinowe serce, które weźmiesz mi
Przyjdź, mój chłopcze kalinowy
Przez dąbrowy
I zaśpiewaj mi piosenki kalinowe
Kalinowe noce, kalinowe dni
Kalinowe serce, które weźmiesz mi
Nie pożałuje Pan
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Ja pana z sobą zabiorę
w nieznana podróż daleką…
Sympatia moim wyborem
powodowała poniekąd.
Na towarzysza podróży
przewidział pana mój plan –
nie będzie panu się dłużyć,
nie pożałuje pan!
Pomkniemy trasą przecudną
widoków, przygód i zjawisk.
Gdy troszkę będzie nam nudno,
to wtedy czymś się rozbawim.
A gdyby pchnął smutek głuchy
w niedobry serca nam stan –
dodamy sobie otuchy,
nie pożałuje pan! Nie pożałuje pan!
Nie pożałuje pan!
Ja pana w podróż wziąć pragnę –
pan czemu waha się przeto?
To chyba raczej jest ładne –
wyjechać z miłą kobietą?
Podróży takiej na pewno
i krajobrazów w niej zmian –
doznając rzeczy tych ze mną –
nie pożałuje pan!
A kiedy cel osiągniemy –
po różnych etapach wielu –
okazać może się, że my
podróżujemy bez celu.
W podróży samej jest jednak
cel piękny też w sobie sam.
Niech pan się dla niej da zjednać –
nie pożałuje pan! Nie pożałuje pan!
Nie pożałuje pan! O, nie!
La valsce du mal
muz. J.Matuszkiewicz, sł. W.Młynarski
La la la la, każdego dnia się za mną snuje
La valse du mal, ten walczyk, co mnie zniszczyć chce
Jest na mnie zły, nie ufa mi, bo wie co knuję
I nikt i nic, i nawet on nie zdoła wstrzymać mnie
Przekwitły georginie i przez pięciolinie moich dni
Powoli płynie za mną w dal la valse du mal
I dręczy mnie i tak się źle mną opiekuje
La valse du mal, wesoły walczyk, co mnie zniszczyć chce
Zdołałam już polubić go w mych wędrówkach aż na dno
Powoli grzejąc w palcach cienkie szkło
Naiwność melancholii tej potrafiła krzepić mnie
Gdy wątpiłam, gdy szans było wokół coraz mniej
La la la la, tak się co dnia wciąż za mną snuje
La valse du mal, ten walczyk, co mnie zniszczyć chce
Łudzi się, że walizki swej już nie spakuję
Zostanę z nim w tym mieście, gdzie nikt nie pokocha mnie
Nie skusisz mnie walczyku i na pięciolinii moich dni
Być nutką nikłą, nutką zwykłą nie każ mi
La la la la, żadnego dnia nie pożałuję
Z wędrówek przez ogrody życia pełne kwiatów zła…
La la la la, tak się co dnia wciąż za mną snuje
La valse du mal, ten walczyk, co mnie zniszczyć chce
Łudzi się, że walizki swej już nie spakuję
Zostanę z nim w tym mieście, gdzie nikt nie pokocha mnie
W kawiarence Sułtan
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
W kawiarence „Sułtan”
przed panią róża żółta,
a obok pan, co miał
tę różę i pani dał.
Pajączek wyszedł z róży,
bo zapach go odurzył.
Pijany jakby krzynkę
szedł, snując pajęczynkę,
co im związała ręce
przez stolik w kawiarence.
Sam mało nie wpadł w krem –
widziałam to, więc wiem.
W kawiarence „Sułtan”
przed panią róża żółta,
a obok pan, co miał
tę różę i pani dał.
I już ten pan i pani
zostali w tej kawiarni –
bo gdyby nie zostali,
toby tę nić zerwali.
Na kształt anioła stróża
właściciel ich odkurza,
jeść daje im i pić
i tak powinno być.
W kawiarence „Sułtan”
przed panią róża żółta,
a obok pan, co miał
tę różę i pani dał.
Gdy kiedyś przy księżycu
iść będziesz tą ulicą –
gdzie kawiarenka „Sułtan” –
wstąp choć na chwili pół tam
zobaczyć, czy ta pani
z tym panem wciąż ci sami.
Sto innych spraw masz, lecz
to też jest ważna rzecz.
Czy w kawiarence „Sułtan”
przed panią róża żółta?
Czy obok pan, co miał
tę róże i pani dał?
Czy jeszcze tam są?
Nie budźcie mnie
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Nie, nie,
nie budźcie mnie!
Śni mi się tak ciekawie –
jest piękniej w moim śnie
niż tam, na waszej jawie.
Bo tu – po tej stronie rzęs
cudowny bezsens sprawia,
że bezlitosny sens
moich spraw sensu nie pozbawia.
Więc jawą nie nudźcie mnie –
nie, nie,
nie, nie budźcie mnie!
Po łące brodzę kwietnej –
mam we śnie nogi świetne –
nogami wrastam w łąkę
i teraz jestem pąkiem,
po którym chodzi motyl
tak lekki jak sam dotyk.
Lecz motyl trwa króciutko,
bo wyczerpuje chód go.
Więc ze zmęczenia przysnął
i teraz jest mężczyzną
z brodatą buzią Freuda –
w mankietach z celulojda –
ten Freud się kocha we mnie,
a mnie jest tak przyjemnie,
że wciąż popełniam nowe
czynności pomyłkowe.
Nie, nie,
nie budźcie mnie!
Śni mi się tak ciekawie –
jest piękniej w moim śnie
niż tam, na waszej jawie.
Bo tu – po tej stronie rzęs
cudowny bezsens sprawia,
że bezlitosny sens
moich spraw sensu nie pozbawia.
Więc jawą nie nudźcie mnie –
nie, nie,
nie, nie budźcie mnie!
S.O.S.
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Nasza miłość jest słaba i głodna –
nasz miłość ma lęk miłowania –
nasza miłość tak niegdyś zawrotna,
gdy podniebny jej rydwan nas niósł.
Ta orlica, ta lwica, ta łania
niedościgła zachłanna i lotna
dziś gorącym uściskom się wzbrania,
pocałunki nie nęcą jej ust.
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zamrze w niej puls pocałunków
i tętno ustanie zazdrości!
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zbraknie jej głosu i łez!
SOS! SOS!
Cztery razy każdą minutę
wysyłamy sygnały rozpaczy –
nasza miłość ma oczy zasnute
jak jeziora, gdy zetnie je lód.
Może ktoś usłyszy, zobaczy –
na zbawienny pospieszy ratunek –
naszą miłość nakarmi, opatrzy –
do szczęśliwych zawiedzie ją wrót.
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zamrze w niej puls pocałunków
i tętno ustanie zazdrości!
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zbraknie jej głosu i łez!
SOS! SOS!
Może anioł usłyszy nas możny,
który czułość czuł do anielicy –
może jakiś pustelnik pobożny,
który w życiu nie zawsze sam był.
Może Pan Bóg – co w tej okolicy
jako pielgrzym strudzony jął krążyć –
naszą miłość wybawi z martwicy –
wybawioną przywróci do sił.
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zamrze w niej puls pocałunków
i tętno ustanie zazdrości!
Ratunku! Ratunku!
Na pomoc ginącej miłości!
Nim zbraknie jej głosu i łez!
SOS! SOS!
Na całej połaci śnieg
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Na całej połaci – śnieg.
W przeróżnej postaci – śnieg.
Na siostry i braci
Zimowy plakacik – śnieg… śnieg.
Na naszą równinę – śnieg
Na każdą mieścinę – śnieg
Na tłoczek przed kinem
Na ładną dziewczynę – śnieg… śnieg.
Na pociąg do Jasła,
Na wzmiankę, że zgasła,
Na napis „brak masła”,
Na starte dwa hasła,
Na flaszki od wódki,
Na tego te skutki…
Na puste ogródki,
Na dzionek za krótki…
Na w sinej mgle dale – śnieg.
Na kocham cię stale! – śnieg.
Na żale, że wcale i na – tak dalej – tak dalej
Tak dalej – tak dalej
Tak dalej – tak dalej - śnieg.
Jesienna dziewczyna
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Z tej drogi, którą przeszło
za wiosną swoją lato –
już nie patrz na swą przeszłość,
na przyszłość spojrzyj za to.
Ze wzrokiem na zakręcie,
za którym jest już jesień,
wciąż czekaj nieugięcie,
aż ona ci przyniesie…
Jesienną Dziewczynę,
odmienną niż inne –
dziewczynę z chryzantemami,
z chryzantemami.
Dziewczynę Jesienną –
dziewczynę bezcenną
i nie zamienną już na nic,
już na nic.
Wiosennych dziewcząt pełno
i letnich tyle ładnych
Jesienną poznasz jedną,
zimowych nie ma żadnych.
O tamte zresztą mniejsza,
gdy złoto i szkarłatnie
zabarwi jesień pejzaż
na przyjście tej ostatniej…
Jesiennej Dziewczyny
odmiennej od innych…
dziewczyny z chryzantemami,
z chryzantemami.
Dziewczyny Jesiennej –
dziewczyny bezcennej
i nie zamiennej już na nic,
już na nic.
Wyciągnij ręce do niej,
by tak nie przeszła mimo,
bo ma we włosach promień,
przy którym jaśniej zimą.
Bo zachód już w niuansach
czerwieni gaśnie zimnej –
bo to ostatnia szansa,
po której nie ma innej…
Dziewczyny Jesiennej –
dziewczyny bezcennej
i nie zamiennej już na nic,
już na nic.
Dziewczyny Jesiennej –
dziewczyny bezcennej
i nie zamiennej już na nic,
już na nic.
Zmierzch
muz. J.Wasowski, sł. J.Przybora
Zmierzch wszedł cicho przez sień –
twój profil jak cień rozpłynął się w mroku.
Zmierzch, więc – chyba już czas –
twój uśmiech mi zgasł i smutno jest wokół…
Na zmierzch otworzę cichutko drzwi
i nie zobaczysz, jak ciężko mi,
jak bardzo ciężko mi iść,
gdy zmierzch twą zakrył mi twarz
i nie wiem czy masz w oczach żal
czy może – zmierzch?
Jest między nami dużo ciszy
i bardzo mało słów.
Słów więcej lękam sie usłyszeć
– powiedzieć: „Mów”…
Nie wiem, co się za ciszą kryje –
nie wiem, czy wiedzieć chcesz.
Więc może lepiej niech okryje
słowa i ciszę zmierzch.
Zmierzch wszedł cicho przez sień –
twój profil jak cień rozpłynął się w mroku.
Zmierzch, więc – chyba już czas –
twój uśmiech mi zgasł i smutno jest wokół…
Na zmierzch otworzę cichutko drzwi
i nie zobaczysz, jak ciężko mi,
jak bardzo ciężko mi iść,
gdy zmierzch twą zakrył mi twarz
i nie wiem czy masz w oczach żal
czy może – zmierzch?
Ja nie chcę spać
muz. K.Komedai, sł. A.Osiecka
Ja nie chcę spać, ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,
nie chcę nic więcej, nie chcę nic mniej.
Są jeszcze brzegi na których nie byłam,
są jeszcze śniegi, których nie wyśniłam.
Są pocałunki na które czekam,
listy z daleka, drogi pod wiatr.
Ja nie chcę spać, ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,
niczego więcej mi nie potrzeba.
Bo chociaż nie ma tam brzegu mojego,
śniegów i nieba, nieba zielonego,
noc mnie nie nuży, dzień się nie dłuży,
być wciąż w podróży, w drodze pod wiatr.